Abstrakt: | Parafrazując tytuł znanej książki Ryszarda Waksmunda, można stwierdzić, że
poezja dla dzieci przebyła długą drogę, począwszy od tekstów dla dzieci, a skończywszy
na poezji dziecięcej. Brak „dla”, oznaczającego swoistego rodzaju samoograniczenie
poezji, sugeruje jej zwolnienie z obowiązków służenia temu, co
dziecięce lub temu, co dziecięcym się wydawało. Wypada zatem powtórzyć za Jerzym
Cieślikowskim że „»Wiersz dziecięcy« [jest — M.W.D.] kategorią gatunku
niezależnego od adresata. Więc nie wiersz »dla dzieci«, ale strukturalizacja uwarunkowana
typem wyobraźni dziecięcej. Gatunek, w którym funkcjonuje i sprawdza
się określony rodzaj wyobrażeń, oglądów, pamięci czy emocji właściwy
dziecku, ale i dorosłemu, dla którego m.in. pisanie jest »błazeństwem«, a nie
»kapłaństwem«”. I tak, w poetyckim świecie wypełnionym do tej pory dziecięcością
spod znaku gatunków zarezerwowanych dla XIX-wiecznego wyobrażenia
tego, czym jest paidialność — kołysanek, bajeczek, wyliczanek — dokonało się
przewartościowanie, polegające na dopuszczeniu do poetyckiego dyskursu o świecie
kodów do tej pory niedocenianych, wywodzących się przede wszystkim z folkloru
dziecięcego i autentycznie dziecięcego postrzegania świata. To właśnie dzięki
szeroko pojętemu autentyzmowi, doszło do „demokratyzacji” poezji (dla) dzieci,
która siłę poetyckiego przekazu zawdzięcza przede wszystkim specyficznej pracy
wyobraźni, sprawiającej, że silnie do tej pory skodyfikowana „poezja dla dzieci”
nie wymaga już dookreślającej ją przydawki. |