Abstrakt: | "Co mnie najbardziej ujmuje w esejach Tomasa Venclovy, czy to
czytanych po polsku, czy po angielsku, to niechęć do przyjmowania
postawy oskarżycielskiej. Jeśli Venclova miałby kogoś oskarżać,
to zawsze najwyżej samego siebie. Albo samego siebie jako Litwina.
I na tym lista dozwolonych oskarżeń się kończy. To pouczające
i budujące. Venclova gotów jest nawet zgodzić się na psychologiczną
odpowiedzialność zbiorową, wierząc w naród jako organizm,
biorąc osobistą odpowiedzialność za wszystko, co litewskie, a złe
i jest w tym gest na poły mistyczny, a na poły pokorny, przez wielu
odrzucany albo rozumiany jako prowokacja. Sparafrazuję na koniec
słowa prymasa Hlonda, które cytowałem na początku: Odnoszę
wrażenie, że — enigmatyczna czy nie — dusza Tomasa Venclovy,
z gruntu łagodna, nie jest zdolna do bluźnierstwa, a kto ją do bluźnierstwa
wykrzywia, dopuszcza się potwornej perwersji. Tomas
Venclova jest wieszczem w najbardziej tradycyjnym rozumieniu
tego słowa, z Poetyki rodem, a nie z Dziadów. Nie wieszczy poprzez
proroctwa. Przez bycie zagadką wieszczy". |