Abstract: | Przedmiotem mojej pracy jest próba rekonstrukcji wizerunku obcego - tego, który
jest obcy i tego, co jest obce - w polskich relacjach z podróży afrykańskich. Można więc
powiedzieć, że celem mojej podróży badawczej też jest Afryka: Afryka wstydliwie
zasłaniająca hebanową nagość przed wzrokiem białych eksploratorów, skrywająca obcą
twarz pod maską niezrozumiałego dla przyjezdnych rytuału, obyczaju. Chcę przyjrzeć się
polskim próbom odsłaniania, de-maskowania - odkrywania - egzotycznego świata,
przyjrzeć się próbom czytania samej maski, jej hieroglificznych krzywizn i barwnych
znaków. Zasłona i maska w odległym „tam” odsyłają do twarzy, spłoszonej spojrzeniem
nie-domownika, spojrzeniem cudzoziemca. „Maska, jak zasłona, zjawia się dopiero wraz z
pojawieniem się innego człowieka” . W kontekście afiykańskiego dyskursu maski mamy
do czynienia nie tylko z maską-pułapką (która łudzi), ale i z maską jako nośnikiem prawdy
(prawdy o twarzy): „Maskowanie krzyżuje się tu ze zdzieraniem maski”.
Moje docieranie do Afryki jest wędrówką po śladach Henryka Sienkiewicza,
Mariana Brandysa i Marcina Kydryńskiego. Ich czamo-lądowe relacje, poddawane
analizie i interpretacji, pełnią w pracy funkcję przewodników, drogowskazów. Owe tropy
polskie są punktem wyjścia i znaczą drogę decydującą o wyborze tez i hipotez
badawczych. Polska myśli Afrykę. Czy Afryka myśli Polskę? Kapuściński - będący z
pewnością Jedynym Polakiem, który tak [wiernie - H.W.] się zajmował Afryką” , a może
i jedynym dziennikarzem na świecie z taką determinacją i zapałem studiującym czamolądową
rzeczywistość - zapytany o to, czy Afrykanie wiedzą o istnieniu Polski,
odpowiedział:
Na ogół wiedzą, że jest coś takiego jak Europa. Kiedyś miałem taką rozmowę z kapitanem
partyzantki na froncie koło granicy Namibii. On mówi: Dobry wieczór, a ty skąd jesteś. Ja: Z Polski. On na to: Polska, Polska? Co to jest Polska? - Polska w Europie. Europa, Europa - mówi. -
Europa to jest w Chinach! Ale zaraz, a gdzie to jest - pyta - gdzie są te Chiny? A więc nie wiedzą.
Z jednej strony nieznana, umiejscawiana przez mieszkańców Czarnego Lądu w
nieokreślonym „gdzieś” Polska, z drugiej - Afryka, o której Polacy do niedawna mogli
pisać, co chcą, „bo kto wiedział, gdzie to leży... ” .
Afrykańczyk i Polak (Europejczyk) - geograficznie odlegli - myślą świat „zgodnie
o z pewną [kulturowo określoną - H.W.] strukturą przestrzenną” , myślą granicami i myślą
miejscem. Stawiając sobie nawzajem pytanie: „Skąd jesteś?”, pytają de facto: „Kim
jesteś?”. Zwraca na to uwagę ks. Józef Tischner:
Przejrzystość człowieka dla drugiego człowieka jest wynikiem uprzestrzennienia. Tak więc akt
przedstawienia siebie drugiemu jest aktem eksterioryzacji: jest wyjściem poza siebie, jest
ukazaniem siebie jako istoty związanej z przestrzenią z miejscem. Drugi, widząc miejsce , widzi
zarazem mnie.
Miejsce konstytuują granice - to fragment przestrzeni odgraniczony, oswojony,
utrzymujący poczucie tożsamości. „Tożsamość jawi się jako wytyczanie granic przez
człowieka”. Jednocześnie miejsce projektuje otwarcie się na określającą je zewnętrzność.
Granica w ujęciu antropologicznym to
linia odgraniczająca „nasze” od „obcego” (nie „naszego”) (...) z jednej strony stanowi
zabezpieczenie, lecz z drugiej jest otwarciem się na chaos tego, co na zewnątrz, co jest obce,
groźne i czego nie znamy.
Transcendowanie granic implikuje relację: Ja - Inny, relację: tożsame - inne. Wyruszając
do Afryki - rozszerzając horyzont kulturowy, opuszczając własne miejsce - podróżnicy
dokonują transgresji. „Zwartość «ja» rozpływa się w relacjach”. Relacja z Innym jest
otwarciem o charakterze dialogicznym, jest spotkaniem, w czasie którego - podkreśla
Levinas - zostaje zachowany dystans, zostaje zachowana różnica.Organizując szkielet teoretyczny analizy, pragnę zogniskować rozważania nad
figurą Obcego i obcego, nad kategorią granicy, podjąć problem konwergencji i
dywergencji kulturowej, kwestię tożsamości. Wszystkie te zagadnienia - obecne w
relacjach polskich podróżników - skłaniają do antropologicznej lektury tekstów.
Mieczysław Dąbrowski, pisząc o antropologizacji literaturoznawczych modeli
badawczych, wskazuje na interkulturowość jako skuteczną metodologię - skuteczną i
konieczną, jak się zdaje, w przypadku literatury podróżniczej, a z taką w tej pracy mamy
do czynienia:
To-Samo literatury zostało zastąpione przez To-Inne antropologii, opisywanie - aktem poznawania
(...) tutejszy natyka się na obcego, swój na innego, moje na nie-moje, europejskość na elementy
kultury nieeuropejskiej.
Pojęcie Innego jest kluczowym konstruktem antropologii filozoficznej. Otwarcie na
Innego, spotkanie, rozmowa leżą w centrum zainteresowania filozofii dialogu. Podjęcie
wielowątkowego i wielowymiarowego dyskursu Innego wymaga interdyscyplinarnego
spojrzenia, wielokierunkowych poszukiwań kluczy interpretacyjnych. Dlatego oprócz
antropologii filozoficznej i kulturowej, stanowiących główne orientacje metodologiczne
rozprawy, mam zamiar korzystać również z narzędzi argumentacyjnych stosowanych w
socjologii, psychologii, literaturoznawstwie. Szukając niezbędnych opozycji
porządkujących analizowany materiał literacki, będę sięgać do inspiracji
strukturalistycznych. Celem umiejscowienia analizowanych zjawisk w kontekście
kulturowym odwołam się do myśli funkcjonalistycznej.
Poprzez analizę pragnę odtworzyć wizerunek Afryki, jaki wyłania się z relacji
Sienkiewicza, Brandysa i Kydryńskiego. Zamierzam zrekonstruować wizerunek obcego
(innego), określić stosunek autorów do opisywanej rzeczywistości, wyodrębnić pola ich
zainteresowań i obserwacji, odtworzyć system odniesień aksjologicznych poszczególnych
autorów, odpowiedzieć na pytanie: co kultura polska pozwala dostrzec w Afryce.
Interesuje mnie sfera emocji, sfera wiedzy, sfera przeświadczeń, sfera wyobrażeń
związanych z Afryką.
Przez całe wieki Afryka była dla Egipcjan, Żydów, Arabów, a potem także
Europejczyków kontynentem zamieszkałym przez ludzi, których status materialny nie
sugerował przywiązania do jednego miejsca, zadomowienia, „okopania się” na pozycjach
zdobytych i utwierdzonych budową wielkich miast. To dopiero dzisiaj archeologia odkrywa we wnętrzu kontynentu ślady kamiennych budowli. Wcześniej niestabilność
osiedli i obecność koczowników-hodowców bydła sugerowała brak organizacji, jaką
wymusza cywilizacja. Odmienność stylu życia Afrykańczyków, ich swoista bezradność
wobec ekspansji przyczyniły się między innymi do stworzenia metafoiy „zagubienia”, jaką
Europa i Ameryka Północna wypracowały na określenie przeciwieństwa własnej drogi
rozwojowej. Ta metafora znalazła swoje rozwinięcie w wielu tekstach literackich i stała się
jednym z kluczy do postrzegania Afryki z „zewnątrz” - nawet wówczas, gdy osobiste
doświadczenie pisarza wskazywałoby na coś wręcz przeciwnego.
Polscy Africa-trotters - Henryk Sienkiewicz, Marian Brandys i Marcin Kydryński
- tą metaforą zwabieni, podejmują temat alias zapuszczają się w głąb Czarnego Lądu,
poszukując ekscytującej „zguby” i równie ekscytującego odnalezienia/odnalezienia się
(odkrycia czarnych pereł/odzyskania i potwierdzenia wartości „domu”). Pragną powrotu z
pęczniejącym sakwojażem, który będą mieli gdzie rozpakować. Wszyscy trzej szczęśliwie
wracają i rozpakowują swą opowieść w asyście (milczących, bo projektowanych,
wirtualnych) czytelników. Opróżniają kufry pamięci, by zdyscyplinowanym słowem
odtworzyć pierwotną postać zaobserwowanego, usłyszanego, przeżytego. Są ludźmi
ciekawymi świata, żywo zainteresowanymi jego aksjologiczną ofertą, przekonanymi o
tym, że na drogach, w nieznanych „tam” - poza sferą życia codziennego, poza
ograniczonym „tutaj” - znaleźć można coś cennego, a nieosiągalnego w domu.
Jednocześnie są to ludzie „skądś”, z dowodami tożsamości, legitymizujący się formalną i
mentalną (emocjonalną) przynależnością do kręgu kultury europejskiej, to ludzie
umiejscowieni językiem, obyczajem, światopoglądem, więzami krwi w Polsce. Wybierając
się do Afryki opuszczają raczej house - by wykorzystać istniejące w języku angielskim
rozróżnienie - niż home. Ewa Rewers, powtarzając za Karjalainenem, pisze, że „«house»
jest obiektem materialnym, a «home» relacją”. W czasie podróży po Czarnym Lądzie nie
raz przychodzi Sienkiewiczowi, Brandysowi i Kydryńskiemu szukać dachu nad głową
(domu jako budynku, gmachu), ale nie the place o f dwelling (domu jako „miejsca
zamieszkania”, ojczyzny): home już mają. Poszukiwanie wieloznacznego w języku
polskim domu „to dwa nakładające się na siebie procesy: poszukiwanie miejsca pobytu
oraz poszukiwanie tożsamości”. W przypadku naszych Africa-trotters mamy do
czynienia z procesem pierwszym. Sto lat. Trzech Polaków: 45-letni powieściopisarz i nowelista, autor Trylogii, 44- letni dziennikarz, twórca reportaży krajowych i zagranicznych; 25-letni autor audycji
jazzowych w radiowej Trójce... Trzy czamo-lądowe doświadczenia... Trzy Afryki...?
Książka wspomnieniowa Henryka Sienkiewicza: Listy z Afryki (wyd. 1891-1892; podróż -
1890/1891), opowieści reportażowe Mariana Brandysa: Śladami Stasia i Nel. Z panem
Biegankiem po Abisynii (wyd. 1961,1962; podróż - 1956), wreszcie zapis podróży lądem z
Kairu do Kapsztadu Marcina Kydryńskiego: Chwila przed zmierzchem (wyd. 1995; podróż
- 1993/1994) - wszystkie te relacje pisane z perspektywy kultury polskiej, a z innej
perspektywy czasowej, stanowią interesujący materiał porównawczy. Ukazują zderzenie,
spotkanie dwóch (co najmniej dwóch) kultur: kultury polskiej (z jej specyfiką i związkami
z kulturą europejską) i różnorodnej kultury (kultur) kontynentu afrykańskiego.
Sienkiewicz lustruje wschodni brzeg Czarnego Lądu; właściwie, rzec można,
przygląda się Afryce z pokładu statku. Dość spojrzeć na mapę z wyrysowaną trasą jego
podróży, by uświadomić sobie tę powściągliwość w inicjowaniu, nawiązywaniu
namacalnego kontaktu. Oko konesera egzotycznych obrazków - zmysł dystansu i
zakładająca dystans dubeltówka przytknięta do oka. Długa lufa skierowana w stronę
świata, świat ten odsuwa, płoszy; a jednocześnie umożliwia szybkie „osiągnięcie” -
dotknięcie - wybranego fragmentu świata (celu), nie dając takowej możliwości światu (on
ma pozostać w bezpiecznej odległości od celującego). Dubeltówka umożliwia dotknięcie
bezpieczne - neutralizujące, unieszkodliwiające świat. Broń w ręku wskazuje na przyjęcie
przez pisarza postawy myśliwego, a zarazem postawy defensywnej.
Brandys szybuje nad Afryką, by od czasu do czasu ku niej sfrunąć. Po długiej i
sutej biesiadzie w egipskiej poczekalni do afrykańskiego interioru, przy stołach sudańskim
i etiopskim zachowuje już wstrzemięźliwość. Ograniczenia czasowe i niewielkie zasoby
pieniężne (o niedostatek chęci nie można go podejrzewać) pozwalają Brandysowi tylko
kosztować (nie ucztować). Kosztując, przysłuchuje się z zaciekawieniem toczącym się
przy stołach rozmowom. Próbuje z tego i owego półmiska, z tym i owym uczestnikiem
biesiady nawiązuje kontakt, by po paru zaledwie kęsach i słowach wsiąść do czekającego
niecierpliwie na płycie lotniska samolotu. Pozostaje niedosyt.
Kydryński, jakby ośmielony wcześniejszymi rozpoznaniami z morza i powietrza,
rozochocony doświadczeniami swoich poprzedników, z młodzieńczą beztroską wkracza
już dziarsko w głąb Czarnego Lądu. Uzbrojony w aparat fotograficzny i cierpliwość, z
determinacją podąża ku Przylądkowi Dobrej Nadziei, by po półrocznej swagmanowej
biesiadzie na drogach i bezdrożach Afryki w końcu do niego dotrzeć.Co ustrzelili (dubeltówką, aparatem fotograficznym) polscy Africa-trotters? Czego
doświadczyli, zakosztowali? Co udało się im zobaczyć, usłyszeć? Kogo spotkali, z kim
rozmawiali? Jaki wizerunek obcego/Obcego wyłania się z ich czamo-lądowych relacji?
Warto hebanowe trofea Sienkiewicza, Brandysa i Kydryńskiego w jednej sali rozwiesić,
poprzyglądać się im i spróbować porównać. |