Skip navigation

Please use this identifier to cite or link to this item: http://hdl.handle.net/20.500.12128/5302
Title: Miasto - architektura - ciało człowieka : o przestrzeniach władzy
Authors: Głyda, Barbara
Advisor: Miczka, Tadeusz
Keywords: nauki społeczne; władza; urbanistyka; architektura
Issue Date: 2011
Publisher: Katowice : Uniwersytet Śląski
Abstract: Celem mojej pracy było ukazanie zasadniczych powiązań między władzą, a przestrzenią miejską, w jaki sposób władza, w danym miejscu i czasie determinuje, kształtuje przestrzeń miasta. Tym samym władza, poprzez przestrzeń miasta, kieruje ludzkim ciałem; władza kształtuje miejską przestrzeń w celu zawładnięcia ciałem człowieka. I tak; jedne ciała są wykluczane z przestrzeni publicznej – bo o tej tu mowa – inne uprzywilejowane. Ciało musi „znać swoje miejsce”, co jest szczególnie istotne dla władz totalitarnych, można wręcz określić proporcję – im mniej demokratyczna władza tym większą kontrolę stara się ona sprawować nad ciałami podwładnych. Ciało „musi znać swoje miejsce” także w tym sensie, iż musi dokładnie znać, odczuwać siłę władzy – i znów, im bardziej autorytarna władza, tym bardziej bezkrytycznego posłuchu się domaga. Autorytaryzm władzy zaś przejawia się – o czym była wielokrotnie już mowa w poprzednich rozdziałach – w kształcie, a przede wszystkim warstwie semiotycznej architektury. Nie bez przyczyny wszystkie znane totalitaryzmy tak chętnie posługują się monumentalną bryłą w celu podkreślenia swej potęgi. Dokonania w interesującej mnie dziedzinie przestrzeni miejskiej krajów socjalistycznych, czy III Rzeszy nie pozostawiają złudzeń – władza to siła, a siła musi się przejawiać, nie pozostawiać obywatelom złudzeń, muszą ją – władzę – odczuwać na co dzień. Architektura, przytłaczająca swym ogromem, spełnia doskonale funkcje stabilizatora społecznych zachowań – potęga wyrażona w bryle gmachu, jest tak monumentalna, że nie sposób nawet myśleć o próbie buntu. W przypadku rzeczywistości współczesnej – demokratycznej, sprawa nie wydaje się tak prosta, ale w poprzednim rozdziale starałam się ukazać, w jaki sposób władza w państwach współczesnych, zachodnich i demokratycznych, nadal realizuje swoje cele; powszechny panoptyzm, korporacje stymulujące konsumpcję, wszechobecne ekrany tejże konsumpcji i równie wszechobecna pustka są narzędziami w ręku władzy gwarantującymi ład społeczny. Z powyższych stwierdzeń wyłania się dość czarna wizja rzeczywistości, w której jesteśmy zniewoleni przez macki władzy-wiedzy, jesteśmy marionetkami władzy, a przestrzeń publiczna determinuje w pełni nasze zachowania, potrzeby, a wręcz – myśli. Rzeczy jednak nie mają się tak źle, jak można by było przypuszczać i aby posłużyć się hasłem przeczytanym na murze: „Nie wątp nigdy, że mała grupa troskliwych ludzi mogłaby zmienić świat. Tak naprawdę, to jedyna rzecz, która go kiedykolwiek zmieniała”. Mimo wszechogarniającej władzy, władzy kształtującej i kontrolującej miasto i jego mieszkańców, w przestrzeni istnieje opór, widoczna próba buntu przeciw władzy. Strategia wizualnego oporu na dobre już zadomowiła się we współczesnych miastach, a jej narzędzia to przede wszystkim graffiti, wlepka i szablon – techniki, którymi posługuje się street art. Początków street art.’u możemy dopatrywać się w pierwszych mozolnych staraniach człowieka, aby w sposób plastyczny zamanifestować swą obecność – dokładnie te same cele przyświecały/przyświecają autorom tagów (słowo „Tag” dla Demetriusa – pierwszego autora tagów, pokrywającego swoim podpisem ściany, wagony metra, słowem – miejsca w których się znalazł podczas swojej pracy kuriera w Nowym Jorku – i jego naśladowców, oznacza krótką ksywkę, w języku angielskim ma kilka znaczeń: najprostszym z nich jest „etykietka”, inne to: „identyfikator”, „pointa”, ale pośród nich znajdujemy również „grę w berka”, a dokładnie – dotknięcie kogoś w trakcie tej zabawy. Tagowanie było rodzajem etykietowania przestrzeni, oznaczaniem jej własnym kodem). Jak czytamy w tekście Izabeli Paluch „Na szarym murze domu” znajdującym się w albumie „Polski street art.”: Pierwotnie mianem graffiti określano anonimowe napisy i rysunki, wyryte na murach starożytnych miast, takich jak Pompeje czy Rzym, zazwyczaj o treści politycznej, nierzadko zabarwionej humorem. Określenie to stosowano również do naniesionych w podobny sposób wzorów ozdobnych na naczyniach i kamieniach. Nazwa wywodzi się od starożytnej sgraffito (lub sgraffito) – sposobu dekoracji ceramiki, a później techniki malarskiej popularnej w okresie renesansu, która polegała na częściowym zdrapaniu barwnych warstw tynku lub glazur. W języku włoskim graffiare oznacza „drapać” lub „skrobać”, co tłumaczy nazwę starożytnych działań komunikacyjnych w przestrzeni publicznej, anonimowe napisy i rysunki były bowiem wydrapywane na murach, tabliczkach, dzbanach. Ponieważ starożytne znaleziska stanowią unikalny zapis ówczesnej mowy potocznej, dosyć często pojawiają się odwołania do innej etymologii słowa graffiti – greckiego czasownika graphein, czyli „pisać” Ilustracje 13-20 ukazują realizacje Banksego brytyjskiego artysty ulicznego o nieznanej tożsamości, jednocześnie najbardziej znanego przedstawiciela street artu. Ten krótki rys najgłębszej historii zjawiska miał jedynie unaocznić ważkość działań wizualnych w przestrzeni miejskiej, a znajdujących się poza prawem – zarówno w odległych epokach, jak i współcześnie samowolne ozdabianie murów, czy umieszczanie na nich informacji było działalnością nielegalną. Dla mnie interesujące są szczególnie działania, określane mianem street artu, podejmowane w przestrzeni współczesnych miast. Jak to już jednak zaznaczyłam street art. ma głębokie korzenie tkwiące w naturalnych potrzebach człowieka jakimi są ekspresja, komunikacja, a przede wszystkim manifestacja własnego ja, własnej indywidualności, która wykracza poza ramy narzucone przez wladzę. Próba oswajania przestrzeni z jaką mamy do czynienia w działaniach sytreetartowskich, jest również próbą odzyskania przestrzeni. Można wręcz przyjąć założenie, że te dwie potrzeby – potrzeba oswojenia i odzyskania – były pierwotne dla graffiti, wlepek, szablonów. W polskiej historii, takie „odzyskanie przestrzeni” jest głęboko zakorzenione w ramach podejmowanych walk wyzwoleńczych. Podczas II wojny światowej w Polsce istniał ruch oporu podejmujący działania zakrojone na szeroką skalę, działania militarne, bojowe, ale także propagujący tak zwany „mały sabotaż”. „Mały sabotaż” mógł być i był z powodzeniem podejmowany także przez ludność cywilną, a polegał między innymi na lekceważeniu zaleceń okupanta, czy opieszałej na jego rzecz pracy. Aleksander Kamiński jako redaktor naczelny podziemnego „Biuletynu Informacyjnego” tak pisał na jego łamach: Każdy z nas – mężczyźni, kobiety, młodzież, zorganizowani chodzący luzem – każdy z nas musi wziąć czynny udział w akcji „małego” sabotażu. Sabotażu, który nie narazi nikogo na szkody, a jednocześnie utrudni wybitnie codzienne życie okupanta A. Kamiński (w:) I. Paluch, Na szarym musze domu. (w:) E. Dymna, M. Rutkiewicz (red.), Polski..., s. 359. . Do działań podejmowanych w ramach „małego sabotażu” miały należeć tak zwane „psie figle” czyli przylepianie na murach, parkanach, słupach ogłoszeniowych antyniemieckich wierszy, aforyzmów, dowcipów. Nalepki z czasem zyskują na wartości, gdyż cechują się wyjątkowo łatwą dostępnością: krótka i dobitna treść pozwalała na uchwycenie sensu, nie zatrzymując się w marszu; przechodzień nie musiał się zatrzymywać i czytać treści, ale ta wbijała się klinem w jego świadomość, czy tego chciał, czy nie. Pierwszym znakiem oporu na ulicach Warszawy była litera V symbolizująca zwycięstwo z angielskiego „victory”. Szybko pojawiły się kolejne wizualne znaki nawołujące do walki z okupantem: (...) z inspiracji brytyjskiej w 1941 roku walkę ekonomiczną z okupantem obrazował rysunek żółwia, występujący także pod postacią akronimu pPp („pracuj, Polaku, powoli”). W 1942 roku do ikonografii AK dołączył znak Polski Walczącej (PW), z charakterystyczną kotwicą, symbolizującą solidarność, nieustępliwość i niosącą Polakom nadzieję na odzyskanie niepodległości. Znak został wybrany spośród propozycji zgłoszonych na konspiracyjny konkurs, ogłoszony przez Biuro Informacji i Propagandy KG AK Maksyma Le Corbusiera „We must kill the street” jest kwintesencją działań podejmowanych na całym świecie przez architektów i urbanistów przy wsparciu władzy. Nie jest moim zamiarem oskarżanie urbanistów czy architektów o działanie skierowane przeciw społecznościom lokalnym, lecz faktem jest, iż realizacje utopii – jak Brazil – ale także wprowadzanie zmian przez architektów, bez porozumienia ze społecznością zamieszkującą daną dzielnicę ma posmak symbolicznej walki, w której siły nigdy nie są rozłożone równo. Władza sygnuje zmiany, wspiera je ekonomicznie, legitymizuje w sensie prawnym. To, co wykracza przeciw władzy jest nielegalne, a zatem podlega deprywacji, ale również deprawacji; działania wykraczające przeciw prawu, są wszak przestępstwem. Ulica zatem, jej żywotne siły, muszą być nie tylko poddane władzy, ale muszą zostać zneutralizowane ostatecznie, aby wprowadzić prawo. Ulica jako byt żywy przejawia te wszystkie elementy, jakie przejawia samo życie – jest niezdeterminowana, nieprzewidywalna. . Kolejny rozdział w polskiej historii ulicznych strategii oporu zajmuje Solidarność. Poprzednie rozdziały mojej pracy zorientowane były na ukazanie wszechstronnej roli władzy w kształtowaniu miast kultury zachodniej na przestrzeni dziejów od Starożytnej Grecji po dziś dzień. Jednak ulica nie daje się łatwo usidlić i wytworzyła własne alternatywne sposoby, strategie oporu przeciwko dominacji struktur władzy. Władza posiada wszystkie możliwe atuty, aby ulicę sobie podporządkować, jednak nie jest tak, że ulica skazana jest z góry na porażkę, czego dowody, mam nadzieję przedstawić poniżej. Żywotność ulicy jest bowiem tak duża, że mimo oczywistej przewagi władzy, ulica jest w stanie wytworzyć osobne strategie oporu skutecznie przeciwstawiające się dominacji ekonomicznej, prawnej czy politycznej. Robert Moses – jeden z największych wizjonerów modernizmu – mawiał: Kiedy działasz w zbyt gęsto zaludnionym metropolis, jesteś zmuszony wyrąbać sobie drogę tasakiem. Dla Mosesa, i jemu podobnych wizjonerów, kwestie społeczne nie miały znaczenia; urbanistyka to przede wszystkim sztuka kształtowania przestrzeni w sensie estetycznym i/lub funkcjonalnym ze względu na komunikację miejską, jednak pozycja mieszkańców, szczególnie dzielnic biedy jest znikoma – używając dość eufemistycznych sformułowań. Moses wydaje się doskonale realizować poglądy Le Corbusiera: harmonijne miasto musi być najpierw zaplanowane przez ekspertów, którzy rozumieją naukowy sens urbanistyki; albo: eksperci opracowują swoje plany w absolutnej niezależności od tendencyjnych nacisków i szczególnych interesów; kiedy ich plany zostaną sformułowane, muszą być realizowane bez sprzeciwu; lub też: musimy budować na oczyszczonym terenie. To ostatnie sformułowanie nawiązuje bezpośrednio do doświadczeń takich twórców przestrzeni miejskiej jak Georges-Eugene Haussmann (który zmodernizował Paryż za Napoleona III) czy Ildefonso Cerda – twórca Barcelony. Jak pisze o tym Ewa Rewers w „Post-polis. Wstęp do filozofii ponowoczesnego miasta” takie postawienie sprawy – tworzenie nowego świata na ruinach dawnego – bierze się z kartezjańskiej metafizyki fundamentów, czyli rozpoczynania budowy od usunięcia pozostałości starego gmachu oraz dawnych, także religijnych utopi budowania Celestial City na ziemi. To, co jednym wydawać się może figurą dystonii, inni, jak łatwo zauważyć, wskażą jako punkt wyjścia nowoczesnej utopii miejskiej. Dlatego zapewne modernistyczne projekty miast, perfekcyjnie uporządkowane, geometryczne przestrzenie prezentujące „chłodne piękno”, lecz wyludnione, jak np. projekt Antonia Sant’Elii, budziły już u współczesnych mieszane uczucia. Jak wszystkie utopie miejskie obiecywały, że dzięki odpowiedniemu rozplanowaniu przestrzeni, formom architektonicznym podporządkowanym funkcjom społecznym obiektów, można zmienić ludzkie życie i inicjować nowe relacje społeczne. Zmiana oznaczać miała oczywiście postęp, lecz najnowsze technologie służyły przede wszystkim do segregowania form życia społecznego, przestrzennego separowania warstw i klas społecznych zgodnie z wizją architekta, a nie mieszkańców miasta.
URI: http://hdl.handle.net/20.500.12128/5302
Appears in Collections:Rozprawy doktorskie (W.Hum.)

Files in This Item:
File Description SizeFormat 
Glyda_Miasto_architektura_cialo_czlowieka.pdf2,81 MBAdobe PDFView/Open
Show full item record


Items in RE-BUŚ are protected by copyright, with all rights reserved, unless otherwise indicated.