Skip navigation

Zastosuj identyfikator do podlinkowania lub zacytowania tej pozycji: http://hdl.handle.net/20.500.12128/5531
Pełny rekord metadanych
DC poleWartośćJęzyk
dc.contributor.advisorKłosiński, Krzysztof-
dc.contributor.authorKalarus, Maciej-
dc.date.accessioned2018-07-24T08:08:21Z-
dc.date.available2018-07-24T08:08:21Z-
dc.date.issued2013-
dc.identifier.urihttp://hdl.handle.net/20.500.12128/5531-
dc.description.abstractWnikliwa penetracja polskiej literatury podróżniczej skłoniła mnie także do wielu refleksji tyczących samego zagadnienia podróży, i choć niniejsza rozprawa w zamierzeniu miała mieć charakter namysłu jedynie nad podróżniczą literaturą, to jednak nie sposób, jak się wydaje, obu tych zagadnień od siebie oddzielić. Filozofia podróży wywiera bowiem ogromny wpływ na późniejszy sposób zapisu, a fizyczny proces pokonywania drogi odbija się potem na kształcie tworzonej publikacji. Tym samym, gdy podróż zamienia się w sztukę, późniejsze opisy zyskują na głębi kolorytu. Nie można także nie zauważyć trzeciego wymiaru opisywanego zjawiska, gdy na wszystko nakładana jest później wydawnicza maskownica. Niebagatelny wpływ roli wydawcy, już po spisaniu przez podróżnika swoich wspomnień, odciska na wędrownej relacji piętno bodaj takie samo, jak wcześniejszy akt zrealizowanej podróży. Poprzez zastosowanie wielu edycyjnych uatrakcyjnień oraz najnowszych marketingowych form sprzedaży, dzisiejsze książki podróżnicze daleko odbiegają już od tych, jakie znane są z dekad wcześniejszych. Bogata ornamentyka okładek, bujna, przemyślana i zaprojektowana w każdym detalu szata graficzna, mnogość fotografii oraz wszelakie promocje powodują, że niejednokrotnie błahy i mizerny tekst podnoszony jest do rangi arcydzieła, a rzecz interesująca gubi się i znika za medialnym szumem. Można śmiało przyznać, że tak jak dla książki podróżniczej sam akt podróży będzie praprzyczyną, tak całość spraw związanych z jej wydaniem staje się postprodukcją. Jednak kwerenda podróżniczych publikacji napawa dużą nadzieją. Podczas całej literacko-badawczej i przekrojowej wędrówki po kontynentach, śledząc publikację za publikacją, można także zauważyć, jak rozkładają się podróżnicze akcenty ze względu na samo zainteresowanie osób podróżujących po wybranym rejonie lub kraju. Przede wszystkim są to więc podróże po Wschodzie oraz po Afryce. Tych jest najwięcej, choć afrykańska ziemia wydaje się dopiero czekać na bardziej interesujące opracowania. Należy przypuszczać, że technologiczna dostępność Wschodu ma dla podróżnika znaczenie logistyczne i finansowe: można wsiąść na rower lub motor, przejechać Ukrainę, wjechać do Rosji i dotrzeć niemal do plaż Japonii i Korei, po drodze oglądając to i owo. Latem, w codziennym pociągu Kolei Transsyberyjskiej nie ma dnia, by nie było tam Polaków. Nieco mniej natomiast publikacji dotyczy Ameryki Środkowej i Południowej, choć kilkadziesiąt leżących tam krajów kusi górskimi krajobrazami Andów i Kordylierów, Patagonią, Amazonią, niebotyczną historią Majów i Inków, basenem Karaibów czy wyspami pokroju Galapagos. Podobnie rzecz ma się z książkami o Australii i Ameryce Północnej, których nie jest zbyt wiele. Czynnikiem o tym decydującym może być nadmieniana już wspólnota kulturowa i cywilizacyjna – mało kogo obchodzi taka sama asfaltowa droga, identyczne szklane budynki czy ludzie mówiący wszędzie po angielsku. Natomiast coraz więcej śmiałków, jak można zauważyć, rusza w tzw. podróże dookoła świata lub realizuje w ramach kuli ziemskiej jakieś oryginalne i jednorazowe projekty. Mając na uwadze, że na świecie wszystko, co było do zdobycia, zostało praktycznie zdobyte, przychodzi teraz czas na osiągnięcia: osiągnąć górę zimową trasą, przepłynąć ogromną rzekę wpław lub złamać każdy inny stereotyp – być pierwszym nie w zdobyciu, a właśnie w osiągnięciu. Tym samym pokusiłbym się w tym miejscu rozprawy o prognozę, że oprócz książek, które w dalszym ciągu będą się ukazywać w randze opowieści z regionów i krajów, coraz więcej publikacji dotyczyć będzie konkretnych zagadnień występujących na Ziemi w różnych miejscach i różnych natężeniach, a literatura podróżnicza na swój sposób stanie się bardziej specjalistyczna. Mając okazję odwiedzić przez szereg lat własnych podróży dziesiątki księgarń na całym świecie, wnioskuję też o tak wyraźnie rysującej się tendencji: nie tyle kto pierwszy, ale kto inaczej i ciekawiej. Na przestrzeni całej pracy badawczej kilkakrotnie także podnoszony był wątek jej dynamicznego rozwoju. Gdy cezura daty 1989 otworzyła przed tym literackim gatunkiem swoje podwoje, z roku na rok rozwija się i pęcznieje. Trudno jednak w oparciu o ogólnodostępną informację ocenić, na ile liczba nowych okładek na księgarskich półkach przekłada się na rynkowe wyniki sprzedaży. Nie mając wglądu w księgi rachunkowe wydawców i księgarzy sumy są trudne do oszacowania. Jednak wysyp i obecność tej literatury wraz z medialną wrzawą, jaką wokół niej czynią celebryci, każe przypuszczać, że wyniki sprzedaży są zadowalające. Wiodąc całość powyższych przemyśleń należy także zaznaczyć, że tematyka ta stanowi nadal otwarty obszar badawczy, wart ponad miarę kolejnych szczegółowych rozważań i konkluzji. Bowiem tak jak ludzie nie przestaną podróżować, można też przypuszczać, że za śladem Herodota nie przestaną również o świecie pisać. Czym więc jest przywołana w pierwszym zdaniu rozprawy szczera rozterka Ryszarda Kapuścińskiego o próbie pogodzenia pracy naukowo-badawczej z szeregiem własnych biograficznych doświadczeń? Czy i na tym tle nie powinno oto dojść także do pewnych konkluzji o charakterze normatywnym, gdy suchy namysł nad literaturą podróżniczą zdaje się zwyczajnie nie wystarczać? Artur Domosławski dla wiernej konstrukcji „Non fiction” wsiadał w samolot i w miarę możliwości sprawdzał wszystko na miejscu. Kilka lat temu chodziłem godzinami po białoruskim dziś Pińsku. Kościoły, cerkwie. Kilka niemieckich, emigracyjnych rejestracji. Polskie napisy tu i ówdzie. Za miastem rzeka i pomnik na tysiąclecie. Zapłaciłem trzy mandaty bez pokwitowania: za parkowanie, za prędkość i za robienie zdjęć obiektom strategicznym – poczcie. Ulicami hulał jesienny wiatr zapomnienia. Na targowisku wełniane szale, stare buty i kurz. Bagno. Niedaleko murowany dom pod numerem 43 z pamiątkową tablicą, że tutaj mieszkał wybitny polski pisarz i dziennikarz. Wszędzie pytałem, czy ktoś go zna. Nikt nie słyszał. Taksówkarze myśleli, że pytam o księdza, a starowiny pod kościołem uciekały spłoszone organami jak czarne gołębie. Wokół drewniane chałupy kłaniały się pustym chodnikom. Kręciłem nogą po okolicy i chciałem stamtąd jak najszybciej uciec. Czy obok biografii mistrza może powstać biografia podróżniczych dokonań? Czy pisząc o literaturze podróżniczej można ją przeniknąć bez własnego doświadczenia? Czy można trafnie pisać o poezji nie pisząc czasem wierszy? Wnikliwy namysł nad tymi zagadnieniami nie był prymarnym zadaniem tej rozprawy, jednak, jak się wydaje, od pytań tych nie można uciec i w jakimś sensie pozostają bez jasnej i jednoznacznej odpowiedzi, bo Podróż była przede wszystkim sprawdzianem pamięci. Zbigniew Herbert, kończąc swój spacer po ogrodzie, zwrócił uwagę na jeszcze jeden podróżniczy walor, i zapisał: Kiedy przyjadę tu za dwadzieścia pięć lat, Piaf będzie już martwą gwiazdą, jak Mistinguette. Ale z ludźmi mego pokolenia, z ludźmi, którzy przeżyli te same wojny, będę mógł się porozumieć, rzucając od niechcenia to nazwisko. Za dwadzieścia pięć lat. Ileż to pokoleń karpi legnie w mule stawu koło pałacu Chantilly. Tylko Sassetta będzie ten sam i cnota ubóstwa ulatująca w niebo będzie jak nieruchoma strzała Eleaty. Dzięki Sassetcie wstąpię dwa razy w tę samą rzekę i czas, „Chłopiec grający w kamyki” będzie na moment dla mnie łaskawy. Znów jestem w ruchu. Spieszę do śmierci. Przed oczami Paryż – hałas świateł. Można przypuszczać, że polska literatura podróżnicza w następnych latach także pójdzie drogą licznych powtórzeń, gdy młodzi dziś autorzy, znudzeni już poznanym i zweryfikowanym światem, ruszą na swoiste szlaki repodróży, snują potem literackie i pisarskie repasaże: kolacjonując autonomiczne wspomnienia o codzienność po dziesięcioleciach. W tym znaczeniu Heraklitowa rzeka nigdy nie jest tą samą, a powrót, jak chce wytrawny Theroux, nie musi być powtórką. Decyzja o powrocie w miejsca niegdyś poznane jest ryzykowna, ale nie sposób jej się oprzeć, pod warunkiem że owa podróż to nie poszukiwanie straconego czasu, lecz doznawanie całego teatru zdarzeń, które nastąpiły po pierwszym tam pobycie.pl_PL
dc.language.isoplpl_PL
dc.publisherKatowice : Uniwersytet Śląskipl_PL
dc.subjectpolska literatura podróżniczapl_PL
dc.subjectpodróżepl_PL
dc.subjecthistoriapl_PL
dc.titlePodróż ograbiona : polska literatura podróżnicza po 1989 rokupl_PL
dc.typeinfo:eu-repo/semantics/doctoralThesispl_PL
Pojawia się w kolekcji:Rozprawy doktorskie (W.Hum.)

Pliki tej pozycji:
Plik Opis RozmiarFormat 
Kalarus_Podroz_ograbiona_polska_literatura_podroznicza.pdf2,98 MBAdobe PDFPrzejrzyj / Otwórz
Pokaż prosty rekord


Wszystkie pozycje w RE-BUŚ są chronione prawem autorskim chyba, że zostało wskazane inaczej.