Abstrakt: | Praca traktuje o pojęciu wspólnoty w ujęciu badań amerykańskich. Wspólnota rozpatrywana jest poprzez przecinanie się z takimi pojęciami jak: dom, miejsce, dział wodny, bioregion, które zestawione zostają z przestrzenią. Przestrzeń, postrzegana jako rękopis dziejów, odczytana zostaje poprzez ślady w nim zapisane, a zarazem wytłoczone w ziemi; są to ślady ludzi i zwierząt; prastare, niegdyś przebyte i odczytywane na nowo poprzez przywołanie pradawnych zwyczajów polowania rdzennych Amerykanów czy budowania szlaków górskich. Ślady i ścieżki, zarówno ich odkrywanie, interpretowanie, kierowanie się nimi, chodzenie i budowanie, stają się wewnętrzną strukturą dysertacji, która wspólnotę charakteryzuje jako tę, która nieustannie się przeobraża; nie tyle się rozrasta, co ujawnia się w pracy („the real work,” „the good work”), jak i przywiązaniu do miejsca. Jednakże, zarówno wspólnota, jak i przywiązanie nie są tutaj terminami określającymi stabilność czy też statyczność wspomnianych pojęć. Miejsca uczy się człowiek poprzez chodzenie. Jednakże, samo miejsce nie jest tylko ogrodzonym terenem, ale rozrasta się poza ten obszar, zarówno we wnętrzu człowieka, jak i jego zewnętrzu. Dom-miejsce to co innego niż przestrzeń. Rysy miejsca są w końcu rysami regionu, tym samym, rysami świadomości pewnej przynależności. Percepcja domu przez Snydera i Berry’ego ukazuje, iż przestaje on być ugruntowanym miejscem, fundamentem, opoką, gdyż traci wszystko to, co stałe i niezmienne, stając się w ten sposób procesem. Zatem dom to nie tyle miejsce rzeczywiste, namacalne, pozwalające na chwilowe odcięcie świata z zewnątrz i bytowanie we wnętrzu znanego nam świata, opatrzonego stałością i znajomością rzeczy w nim zgromadzonych, co pamięć miejsca, które – we wczesnych latach – człowiek poznał jako pierwsze, a następnie jest on wyrastaniem z tego miejsca, zamykaniem miejsca w umyśle aniżeli siebie w miejscu. Jednak pamięć miejsca nigdy nie jest stała; ona się zaciera, płowieje, podlega zmianom. Jest niepełna, fragmentaryczna, wyrasta ze świata, ubywa wraz z ubywaniem człowieka. Przez miejsca człowiek przechodzi nie opuszczając jednak przestrzeni. Miejsca cechuje płynność. Kondensacją myśli na temat miejsca-domu-umysłu jest dom na palach („the long-legged house”) Berry’ego, wieża obserwacyjna („lookout tower”) oraz chatka Snydera u podnóża Sierra Nevada w Kalifornii. Wieże obserwacyjne stają się metaforą umysłu zen, który mieszcząc w sobie przestrzeń zaciera wszelkie dychotomie osadzone w kulturze zachodniej. Każde pozorne rozdarcie staje się bowiem miejscem zaczepienia o takie pojęcia jak bycie – postrzeganie – bycie postrzeganym („seeing being and being seen”) i stanowi zarazem przedłużenie krajobrazu („enlargement of our living space”).
Wspólnota jest zatem formą bytowania i postrzegania; jest dbałością o miejsce, pielęgnowaniem i kultywowaniem miejsca-domu; jest wglądem do wnętrza i otwartością na przestrzeń oraz byciem wewnątrz raczej niż byciem „ponad”. We wczesnym etapie jest osamotnieniem, kolizją światów ludzi będących obok siebie. Jest wypatrywaniem więzi i potrzebą stworzenia czegoś stałego, a następnie spotkaniem iluzji i zawieszeniem wiary. Jest dostrzeżeniem swojej niepełności i chęcią bytowania pośród innych. Jest przechodzeniem przez miejsca przebyte i odczytywaniem więzi dawnych i nowych. Jest połączeniem tego, co rozdarte i zawieszone; zacieraniem dychotomii; jest nie tylko wspólnotą ludzi, ale wszystkiego, co żyje; jest byciem, postrzeganiem i byciem postrzeganym. |