Abstract: | Aby zachować stosowną argumentacyjną precyzję, należałoby raczej powiedzieć: zastosowań
kilkadziesiąt. I bezwzględnie należałoby - co też niniejszym czynimy - postawić sobie w tym miejscu
pytanie zasadnicze: Jakie są źródła owej ambiwalencji? Otóż najbardziej trafną i najbardziej
syntetyczną odpowiedź przynosi słowo-klucz: wielość. Wielość możliwych semantycznych
identyfikacji stanowi źródło ambiwalencji. I stanowi źródło problemu.
Podejmujemy próbę wprowadzenia Czytelnika w grunt grząski i niedookreślony.
Przemierzając trudno uchwytny bo wymykający się jednoznacznym egzemplifikacjom teren
rozpoznań dyskursywnych, zaprezentujemy niżej przegląd możliwości zastosowania interesującej nas
kategorii w oparciu o przykładowy materiał empiryczny, wstępnie ilustrujący wagę skali problemu.
Materiał ten, zaczerpnięty z kręgu dyscyplin humanistyczno-społecznych, skomponowany został w
oparciu o katalog wydanych w latach 2001-2013 publikacji, których elementem wspólnym jawi się
usytuowanie naszego tematu zasadniczego - „dyskursu” - w jego różnorakich teoretycznopraktycznych
odsłonach.2 A zatem: wielość i różnorodność. Ten zaledwie pobieżny ogląd wskazuje na następujące zastosowania (znaczenia) przedmiotowej kategorii: „dyskurs konstytucyjny”, „dyskurs
politologiczny”, „dyskurs medialny”, „dyskurs fikcyjny”, „dyskurs cielesny”, „dyskurs miłosny”, „dyskurs poznawczy”, „dyskurs publiczny”, „dyskurs nowoczesności”, „dyskurs krytyczny”, „dyskurs
kolonialny”, „dyskurs globalizacyjny”, „dyskurs codzienny”, „dyskurs polityczny”, „dyskurs
dogmatyczny”, „dyskurs religijny”, „dyskurs nieczysty”, „dyskurs oświeceniowy”, „dyskurs
antropologiczny”, „dyskurs prasowy”, „dyskurs władzy”, „dyskurs nauki”, „dyskurs historyczny”,
„dyskurs kulturowy”, „dyskurs edukacyjny”, „dyskurs antysemicki”, „dyskurs postzależnościowy”,
„literaturoznawczy dyskurs możliwy”...
Katalog, jak się zdaje, niewyczerpany, zarówno w zakresie mnogości przykładów, jak i
różnorodności wątków, których dotyka. Nic zatem dziwnego, że teoretyzowanie odnoszące się do
kategorii tak intensywnie w szerokim odbiorze eksploatowanej stanowi dla badaczy niemały kłopot.
Stosują ją z wielkim upodobaniem nie tylko przedstawiciele nauk humanistycznych i społecznych.
Zajmuje pozycję jednego z powszechnie przyjętych „bonmotów” medialnych. Nawet mało wnikliwy
obserwator przestrzeni publicznej zauważy: wypowiedzi polityków reprezentujących dowolnie
wybraną stronę sceny politycznej obfitują we wtręty w postaci jakiegoś „dyskursu”. Aktorzy szeroko
pojętej sfery publicznej co rusz odkrywają jakieś „dyskursy”. Wydaje się, że to konstrukt, który
dobiega (żeby nie powiedzieć: straszy) zewsząd.
Ten to konstrukt stanowił będzie przedmiot naszych rozważań w perspektywie socjologicznej.
Zapożyczając metaforę zawartą w tytule pracy Wojciecha Kalagi można stwierdzić, iż badacz teorii
dyskursu musi zmierzyć się z (na pozór) nieuchwytnymi, mgławicowymi postaciami nieskończonej
liczby dyskursów możliwych, semantycznym nadmiarem domagającym się rozstrzygnięcia. Stoi przed
koniecznością ustalenia: „dyskurs”, czyli co? Na tak sformułowane pytanie zasadnicze z punktu
widzenia tej pracy oraz na szereg pytań pomniejszych postaramy się tutaj odpowiedzieć bardzo jasno i
wyraźnie podkreślając, że nasze rozumienie kategorii dyskursu jest jednym z jej pojmowań
możliwych. To jedno z fundamentalnych założeń metodologicznych, któremu będziemy dochowywać
wierności w toku niniejszego wywodu. |