Abstrakt: | Pamiętam dobrze rozczarowanie moim pierwszym zmartwychwstaniem. Było to podczas szkółki niedzielnej. Miałem pięć lat i pierwszy raz uważnie wysłuchałem historii o ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu Jezusa. Uważność nie wynikała z mego charakteru, ale ze strachu. Większą grozę niż pasyjne obrazy wywoływał we mnie ksiądz König. Mierzył prawie dwa metry, krzaczaste brwi wystawały mu ponad okulary w grubych oprawkach, czytał tubalnym głosem, a i tak co jakiś czas podnosił wzrok znad żółtej okładki Bóg cię miłuje ks. Jana Karpeckiego, aby sprawdzić, czy słuchamy. Nie było potrzeby — ledwo oddychaliśmy ze strachu przed jego głosem, wzrokiem oraz nadnaturalną mocą, którą miał w naszych oczach jako ksiądz. Słuchałem więc uważnie, aby być w każdej chwili gotowym powtórzyć na jego polecenie treść przeczytanych zdań. Kiedy jednak dotarł do opisu wniebowstąpienia, zapomniałem o strachu, bo jego miejsce zajęło rozczarowanie. Poczułem się, jak porzucani właśnie uczniowie. „— To nie w porządku — pomyślałem. Więc teraz, kiedy już wszyscy niedowiarkowie mogą się przekonać, jak jest naprawdę, on zostawia tych, którzy mu zaufali? Zwyczajnie ucieka?”. No, tak nie pomyślałem, ale mogłem pomyśleć, gdybym się nie bał, że ksiądz König słyszy moje myśli. |